sobota, 19 września 2015

Macierzyństwo to dar


Każda kobieta powinna go doświadczyć. Nie rozumiem, jak można się go świadomie pozbawiać. Nigdy nie rozumiałam, a od kiedy jestem Mamą - wydaje mi się to zupełnie absurdalne i niepojęte. Ciśnie mi się na usta, że głupie - ale nie, nie będę osądzać. 
O czym mówię, zrozumie tylko ta kobieta, która sama ma dziecko. 
Mówię o nieprzespanych nocach. Jeśli sądzisz, że śpiąc przez kilka tygodni po 3-4 godziny na dobę (ok, plus dwie drzemki "w locie") i pijąc przy tym tylko filiżankę kawy dziennie, nie jesteś w stanie efektywnie funkcjonować, to znaczy, że nie jesteś Mamą. Bo Mamy śpią twardym snem tylko między 2:00 a 2:30, resztę nocy spędzając w trybie snu-czuwania (oczywiście jeśli akurat nie karmią/przewijają/lulają dziecięcia). Mimo to dają radę zrobić obiad, wyprać i wyprasować, zetrzeć kurze PRZYNAJMNIEJ na terenie baraszkowania swojego potomka, oraz - obowiązkowo - zatelefonować do przyjaciółki. I do mamy.
Mówię o braku czasu dla siebie. Kiedyś miałam perfekcyjny manicure. A kiedy sytuacja stawała się nie-do-opanowania-w-zaciszu-domowym, telefon do kosmetyczki - i sprawa załatwiona. Kiedyś zdawało mi się, że rzadko chodzę do fryzjera. Bo inne biegają co kilka tygodni, a ja ledwie 4 razy w roku. Kiedyś ubolewałam nad faktem, że mam na słodkie nic-nie-robienie w samotności tylko jeden dzień. Bo wolałabym dwa. Dzisiaj paznokcie mam nieumalowane. U fryzjera nie byłam od pół roku. Z każdym urodowym problemem walczę w domowym zaciszu. Oczywiście kiedy nie karmię/przewijam/lulam. Słodkim nic-nie-robieniem nazywam przedział 5 minut, kiedy to po uśpieniu maluszka, a przed wstawieniem prania, siadam do zaparzonej pół godziny wcześniej w pośpiechu kawy, i przeglądam facebooka. Lub wiadomości.
Mówię o braku czasu dla partnera. Dotkliwym, bo nie tak dawno temu cała wasza uwaga skupiona była na sobie nawzajem. Dziś brakuje intymności. Rozmowy sprowadzają się do przekazywania sobie zadań do wykonania, ewentualnie analizy osiągnięć dziecięcia. Brakuje przestrzeni i czasu do bycia razem. PARĄ.
Mówię o chwilach, kiedy myśli się "dość". O chwilach buntu, bo ja już nie chcę być kurą domową. Nie interesuje mnie, że w salonie na podłodze pół miliarda zabawek. Niech leżą. I okna brudne. Nie szkodzi. A obiad? Zamówić się już nie da? Da. To zamów. Bo ja Ci go nie zrobię. I nie, nie mam lepszego wytłumaczenia, niż to, że mi się nie chce.

Tak, trochę przesadzam. Ale nie tak bardzo, jak się Tobie - nie-Mamo - wydaje. Macierzyństwo jest trudne. A raczej ciężkie. Nawet fizycznie! Mnie nikt nie ostrzegł, że moje słodkie maleństwo razem z fotelikiem samochodowym będzie ważyło więcej, niż największe samodzielnie zrobione zakupy. I to tylko w pierwszych tygodniach. I że nawał pokarmu to horror gorszy niż poród. W miejscu błogosławionego karmienia piersią swojego nowonarodzonego dziecka. Jestem Mamą od kilku miesięcy, a wydaje mi się, że narzekać i wymieniać trudności mogłabym bardzo długo.
A jednak. No właśnie. Z ręką na sercu i podłączona do wariografu będę zawsze twierdzić, że większy cud i szczęście od tego uciążliwego macierzyństwa mnie nie spotkał i nie spotka. I wiem to na pewno.




Moment, w którym słyszysz "2 cm rozwarcia, idziemy na porodówkę". Świadomość, że za chwilę je ujrzysz. Możesz się bać, ale już kochasz. I tak się cieszysz. Towarzyszysz tej istotce, kiedy bierze pierwszy wdech. Koisz w ramionach pierwszy płacz. Wtedy zdaje Ci się, że kochać bardziej się nie da. A to dopiero początek. Bo z dnia na dzień kochasz coraz mocniej.
To jest właśnie bycie Mamą. Na tym polega.
I tak wiele uczy. Pokory. Cierpliwości. Siebie. Jest najbardziej wymagającą i najwspanialszą przygodą życia.

1 komentarz: