niedziela, 20 września 2015

Wojna o karmienie piersią!


Współczuję kobietom, które mówią, że "nie mogły karmić piersią". Zwykle mają na myśli swój brak pokarmu. Współczuję im, bo oznacza to, że w odpowiednim momencie nie spotkały nikogo, kto powiedziałby im, że jest to niemożliwe.
Biologicznie i ewolucyjnie każda kobieta, która urodzi dziecko, jest doskonale przygotowana do tego, by je wykarmić. Nie musi w tym celu stosować żadnej specjalnej diety ani mieć dużych piersi. Natura jest mądrzejsza od nas. Pokarm matki zaczyna produkować się jeszcze w ciąży i chyba tylko bardzo poważne zaburzenia hormonalne są w stanie ten proces zatrzymać.

Wiem, dlaczego niektóre mamy rezygnują z karmienia piersią i skąd to podejrzenie, że "nie mogą". Sama mialam podobne obawy. Po pierwsze, rozmiar piersi. Nie jestem posiadaczką dużego biustu, w czasie ciąży nie powiększył mi się on w zasadzie w ogóle. Po porodzie, kiedy przystawiono mi Córkę do piersi, trudno mi było uwierzyć, że nawet silnie ssąc, będzie w stanie coś stamtąd wydobyć. Że tam może się zmieścić coś "nadprogramowego". 
Po drugie, kryzysy laktacyjne. Tyle się o nich obecnie pisze i mówi, a mimo to kobiety są ich zupełnie nieświadome. Zupełnie normalnym jest, że w 3. dobie po porodzie pojawia się nawał - a przy tym najczęściej i zastój - pokarmu. Piersi są obrzmiałe, ale na próżno staramy się upuścić choćby kilka kropel, ręcznie lub laktatorem. No nie leci. I tu panika: skoro my nie możemy, to jak poradzi sobie maluszek? Czy zje cokolwiek? I czy się naje? Zapominamy, że dziecko na początku nie potrzebuje wiele, i że działa na nasz mózg zupełnie inaczej niż laktator. Wzbudza w naszym organiźmie odruch prolaktynowy i - uwierzcie mi - nawet jeśli przy pomocy laktatora w ciągu pół godziny udało Wam się ściągnąć tylko kilka ml, Wasze dziecko może w tym samym czasie wypić ich kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt. Niemożliwe, a jednak. I jest najedzone.
A po trzecie... Wiele matek ulega złudzeniu, że jeśli dwu- lub trzytygodniowe dziecko nieustannie chce być przy piersi, odkładane płacze i jest w tym tak absorbujące, że matka ma problem z wyjściem do toalety, to znaczy że jest ciągle głodne. Pojawiają się nerwy, bo przecież każda matka chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Nierzadko ulega też presji rodziny, która w obawie o nowego jej członka, naciska na "podanie butelki". A tymczasem dziecko będąc przy piersi zaspokaja szereg innych potrzeb. Potrzebę dotyku i bliskości. Jest mu ciepło i czuje się bezpieczne. Ćwiczy naturalny
odruch ssania, co działa na nie odprężająco. Mój osobisty rekord z córeczką przy piersi to 6 godzin. Bez przerwy. Nie dawała się odstawić ani na moment. Ale to nie znaczy, że była głodna, a mój pokarm jej nie wystarczał. Ona potrzebowała MNIE. Potrzebowała MAMY. A ja po to jestem, by jej siebie dać. I, kochane Mamy, uwierzcie że to mija. Trzymając dziecko przy piersi nawet całymi godzinami, nie rozpieszczacie go. Bo za kilka tygodni ono zaczyna interesować się światem zewnętrznym i potrzebuje tego coraz mniej. To naturalny porządek rzeczy. Więc dawajmy dzieciaczkom to, czego potrzebują, i same czerpmy z tego przyjemność. Bo to jest piękne :)




W końcu po czwarte. Nie przejmujmy się, że w ciągu pierwszych dwóch tygodni dziecko słabo przybiera na wadze. To też zupełnie normalne. Zazwyczaj po tym czasie noworodek się "budzi" i pod koniec pierwszego miesiąca życia jest ok. 700 - 1200 gram cięższy, niż w dniu powrotu ze szpitala. A jeśli pojawiają się wątpliwości, zachęcam do zwracania się o pomoc do konsultantek laktacyjnych. Od tego są, by nasze obawy rozwiać i wesprzeć w tych trudnych początkach pięknej przygody, jaką jest karmienie piersią :)

Od siebie życzę spokoju i odwagi, wsłuchania się w siebie i nie-słuchania "dobrych ciotek", które od walki o laktację Was odwodzą. Ot co :)

2 komentarze:

  1. Jak dobrze, że obecnie jest tyle świadomych mam i osób, którym zależy na karmieniu piersią :)
    Cała prawda zawarta w jednym poście... Choć ja nie wyobrażałam sobie wisieć z córką przy cycu 6h. Była niesamowitym ssakiem, jakby mogła, wisiałaby cały dzień... uratował nas smoczek, dzięki niemu mogłam zrobić cokolwiek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja to taki typ, co smoczka nie toleruje. Kupiliśmy - nie przesadzając - z 8 różnych rodzajów i próbowaliśmy uczyć. I nic. Czasem w samochodzie tuż przed zaśnięciem pociumka chwilę, ale jak tylko zamknie oczy to smoczek wypada. Także zazdroszczę, że się udało! :)

      Usuń